fbpx

Nowa Lewica

image_intro_alt

Liberadzki: W drodze

Zielona Góra. Moje spotkania z wyborcami są zawsze bardzo intensywne. Obowiązki w Parlamencie Europejskim – w Strasburgu i Brukseli, wypełniają mi cały tydzień. Na rozmowy z wyborcami pozostają weekendy. Są to spotkania bezpośrednie, albo za pośrednictwem środków masowego przekazu. Wtedy czas naprawdę liczy się na minuty, bo antena nie zwykła czekać…Dziewiąta, to dziewiąta. Punkt!

Dokładnie tak nazywa się audycja Radia Zielona Góra, do której zostałem zaproszony: „Rozmowa punkt 9”. Prowadził Janusz Życzkowski. Rozmawialiśmy w kilka godzin po tym, jak premier Mateusz Morawiecki wręczył przewodniczącemu Komisji Europejskiej szeroko reklamowaną przez rząd tzw. „białą księgę”, czyli rządowe wytłumaczenie sensu reform sądowniczych:
– Mamy 96-stronicowy dokument – mówiłem. Moje pierwsze wrażenie jest następujące: rząd, w przeciwieństwie do poprzedniego, stara się odpowiadać na oczekiwania KE. Jaka jest zawartość dokumentu – nikt z nas nie wie. Myślę, że to jest rodzaj „historii choroby” z małym studium porównawczym: jak to z systemami sądowniczymi jest w innych krajach. Spodziewam się jednak, że oczekiwania Komisji Europejskiej będą szły w nieco innym kierunku – jak to się ma do polskiej Konstytucji? Czy zmiany w polskim sądownictwie są z nią zgodne? Tu zapewne pojawią się rozbieżności. Jakie – musimy poczekać, żeby się tego dowiedzieć. Moim zdaniem nie należy jednak zachowywać się nerwowo. To z naszej strony pierwszy tego rodzaju dokument i zdarzyć się mogą różne rzeczy.

– A jak reaguje pan na aktualne sondaże wyborcze, które pokazują wzrastające poparcie dla lewicy, pytał redaktor Życzkowski.

– Z zadowoleniem. Prawie dziesięcioprocentowej akceptacji nie mieliśmy od dawna. Sądzę, że to jest reakcja wynikająca nie tylko z naprawdę ciężkiej pracy SLD, którą z mrówczą niezłomnością prowadzą działacze wszystkich szczebli, ale też reakcja na ten coraz bardziej nieznośny układ dwubiegunowy, na daleko posuniętą, i co tu dużo mówić – kompromitującą nas jako kraj zwłaszcza na arenie międzynarodowej, wojnę między PO i PiS. Obserwuję to na co dzień, z bliska, na terenie Parlamentu Europejskiego i mogę zapewnić, że nie wygląda to budująco. Dlatego już nie chodzi o to, że w wyniku zbliżających się wyborów jedni zastąpią drugich. Widać wyraźnie zarysowującą się coraz silniej potrzebę alternatywy dla tego układu. Jest potrzebna gruntowna zmiana. Trzecia droga. SLD jest taką alternatywą. Dowiedliśmy w przeszłości, że potrafimy być odpowiedzialni za państwo. To my wprowadziliśmy Polskę do Unii Europejskiej, kończąc kompromitująco rozgrzebane przez rząd AWS-UW negocjacje. Pewnie patrząc z dzisiejszej perspektywy nie byliśmy wówczas wystarczająco wrażliwi społecznie, trzeba jednak pamiętać, w jakich okolicznościach działaliśmy. O funduszach europejskich nie było wtedy w ogóle mowy – dopiero negocjowaliśmy ich przyszły zakres. Do dziś zresztą państwo polskie z wyników naszych negocjacji korzysta, choć wtedy pieniędzy na bieżącą działalność po prostu nie mieliśmy. Warto też pamiętać, że to SLD dwa razy ratował budżet państwa przed kompletną zapaścią finansową, do której doprowadziły rządy prawicowe. Wyciągaliśmy budżet z zerowego wzrostu, do wzrostu PKB rządu 6-7 proc. Daliśmy też Polsce Konstytucję, która w znacznej mierze jest naszym dziełem i której teraz bronimy…

W tym miejscu redaktor prowadzący audycję uważał za wskazane wypomnieć mi, jako reprezentantowi Sojuszu, tzw. „aferę Rywina”. I tak jak inni jego koledzy dziennikarze, zapomniał tylko, że wtedy to nie tyle była „afera”, co „atmosfera”. Przecież w gruncie rzeczy spotkało się dwóch kolegów – obaj spoza polityki – i bredziło o jakichś księżycowych interesach. Niestety w atmosferze ówczesnej nagonki prasowej rzecz dla SLD skończyła się źle. Cenę tych bredni zapłacił Miller i Sojusz…

Po Radiu Zielona Góra spotkanie ze „Strefą Biznesu” Gazety Lubuskiej:
– Czy po ostatnich zawirowaniach na linii Warszawa – Bruksela można spodziewać się opóźnień inwestycji z unijnym wsparciem w naszym regionie, zapytano mnie?
Odpowiedziałem, że w Brukseli takich działań opóźniających nie ma. Mogą one jedynie mieć miejsce w państwach członkowskich, ale pod tym względem Polska nie jest wyjątkiem. Wszystkie kraje mają jakieś opóźnienia.
– Czyli do 2022 r, kiedy obowiązywać będzie aktualne rozdanie, możemy być spokojni, dopytywał redaktor?
– Tak, bardziej obawiałbym się raczej, czy do tego czasu zdołamy odpowiednio wykorzystać otrzymane środki. Jeżeli zażądają: proszę nam zwrócić niewykorzystane pieniądze, to możemy znaleźć się w skomplikowanej sytuacji. Mogą również powiedzieć: nie wykorzystujecie przyznanych pieniędzy, dlatego dostaniecie w przyszłości mniej.
W naszym przypadku, jeśli chodzi o inwestycje z unijnym wsparciem w lubuskiem, nie jest źle, choć gołym okiem widać, że mogłoby być lepiej. Na S3, na przykład, zauważam pewne przyspieszenie, chociaż są i trudne momenty, jak choćby brak drugiej części mostu koło Zielonej Góry. Są też opóźnienia w innych punktach. Jestem jednak dobrej myśli i uważam, że do końca tego rozdania pieniędzy trasę skończymy.
– A co z inną inwestycją komunikacyjną – linią kolejową biegnącą przez województwo, tzw. „Nadodrzanką”?
– Z niepokojem obserwuję, że jest to inwestycja najmniej zaawansowana, pomimo, że jest najłatwiejsza technicznie. Potrzebne jest przyspieszenie, tak, by pociągi z Zielonej Góry do Wrocławia i do Szczecina mogły jeździć z przyzwoitą prędkością 120 km/h. Tam, gdzie dobrze jeżdżą pociągi, rozwija się region.
– Lobbuje pan także za powstaniem centrum logistycznego przy przecięciu się S3 i A2 koło Świebodzina.
– Na kilkuset hektarach powinny powstać magazyny, składy i montownie. To bardzo cenny, a niewykorzystany punkt na mapie, gdzie krzyżują się drogi ze wschodu na zachód i z północy na południe Europy, z linią kolejową w pobliżu, lotniskiem i żeglowną Odrą. Duża szansa dla regionu. Niech samorząd zaproponuje ziemię, a inwestor niech buduje…
Powiem Państwu, że o to centrum logistyczne jestem pytany tam bardzo często. To naprawdę wielka szansa dla regionu i wielka nadzieja jego mieszkańców. Nie inaczej było także podczas konferencji naukowej w Drzonkowie, na Targach Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz.

Przy okazji – te targi (już XXVI), to bardzo ciekawa impreza przeznaczona zarówno dla przedstawicieli branży budowlanej jak i osób chcących budować lub remontować mieszkanie. Można tu zapoznać się z najnowszymi osiągnięciami architektonicznymi, rozwiązaniami technicznymi, nowościami materiałowymi – także z zakresu wyposażenia wnętrz. W Drzonkowie można dotknąć wszystkiego, co w budownictwie mieszkaniowym najnowocześniejsze. To największa impreza targowa na Ziemi Lubuskiej. Corocznie bierze w niej udział ponad 100 wystawców – większość z tego regionu, ale są również wystawcy z całej Polski i Niemiec – a imprezę odwiedzają tysiące gości. Współorganizatorami są m.in. Lubuska Izba Budownictwa, Uniwersytet Zielonogórski…
Na koniec „mojego dyżuru poselskiego w okręgu wyborczym” spotkanie „rodzinne” – z działaczami SLD, ale też z działaczami lewicowych organizacji pozarządowych: OPZZ, Forum Kobiet, ZNP, przedstawicielami organizacji młodzieżowych i służb mundurowych, w tym z kombatantami ze Związku Byłych Żołnierzy Zawodowych. Jeden temat zdominował tę rozmowę – nasza pozycja w Unii Europejskiej, a zwłaszcza, czy na jej osłabienie nie wpłynie polityka obecnego rządu. Zatroskanie stanem spraw na linii Warszawa-Bruksela jest naprawdę autentyczne.
Muszę powiedzieć, że na marginesie moich ostatnich, zielonogórskich spotkań pojawiał się także temat tzw. „ustawy degradacyjnej”, która w tych gronach powszechnie jest odbierana bardzo źle. Zresztą, co widać po dyskusjach toczących się w środkach masowej informacji, jest to opinia nie tylko środowisk lewicowych – w rozumieniu „bliskich SLD”. Na przykład ikona opozycji demokratycznej i „Solidarności”, Karol Modzelewski, powiedział:

– Jak ktoś nie wojował z generałem Jaruzelskim, gdy on żył, to chce sobie powojować chociaż, gdy on już nie żyje. To jest szczególny rodzaj odwagi, podobnie jak wyrzucanie nieboszczyków z grobów (…) Polacy lubią mundur, takich rzeczy się wojskowym nie robi”. (Za TVN24).

Jako poseł do Parlamentu Europejskiego z Ziemi Lubuskiej i Zachodniego Pomorza dobrze rozumiem, to, czego inni, jak widać nie rozumieją w ogóle. Na tych ziemiach w roku 1945 wbijano polskie słupy graniczne i trzy pokolenia żołnierzy w codziennej służbie ich broniło. Ich wnuki z codziennego domowego doświadczenia wiedzą, co to jest służba ojczyźnie, dlatego czują się tym aktem nie tylko zatrwożeni, ale też dotknięci osobiście. Zaś emeryci wojskowi, a zwłaszcza wdowy po żołnierzach i oficerach, zwyczajnie boją się o swoją przyszłość.

Podczas mojej ostatniej podróży po zielonogórskiem zauważyłem, że z wielkim szacunkiem i uznaniem przyjęto wiadomość, że córka Generała, Monika Jaruzelska, wspólnie z Sojuszem Lewicy Demokratycznej powołują centrum monitorowania skutków tej ustawy. Ma ono sprawdzać, jakie konsekwencje dla ludzi związanych z wojskiem ona przyniesie.
Uważam, że w takiej sytuacji SLD dobrze zapisuje się w pamięci i w sercach ludzi tych ziem.

Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego

Newsletter

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera!
W związku z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 2016/679 o ochronie danych, wyrażam zgodę na gromadzenie, przetwarzanie oraz wykorzystywanie przez Nową Lewicę przekazanych przeze mnie danych osobowych w celach informacyjnych i promocyjnych związanych z działalnością Nowej Lewicy w celach administracyjnych na użytek newslettera, w szczególności wyrażam zgodę na otrzymywanie drogą elektroniczną newslettera oraz informacji o przedsięwzięciach organizowanych lub współorganizowanych przez Nową Lewicę, a także informacji o bieżących wydarzeniach politycznych. Czytaj dalej...

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Rozumiem